Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nogi pierwszego szeregu, nie górą... Pamiętajcie... Słucham, towarzyszu!... Już kapuję, żeby ich draniów uśmiercić jak najwięcej, to wtedy i ci, co naprzód poszli — uciekną, albo zgłupieją... Właśnie!... Powiedziane... Z Bogiem!
— A potem zbiórka na Smolnej!... Rozkaz!...
I wszystko poszło jak z płatka...
Zajęliśmy posterunki, a tylko... pochodu niema...
Co się zejdzie trochę ludzi, to tyle tego jest, że jeden policjant rozpędzi... Już myśleliśmy, że nic nie będzie, wtem od placu Witkowskiego pokazał się tłum większy i zaraz wśród policji ruch... Sunie rewirowy w stronę cyrkułu na Twardą, a naród za nim woła: uhu-uhu!... Zaczęli się gromadzić, towarzysz Ogrodniczek wlazł na jakieś pudło i mowę do nich ognistą rżnie... Japończyk dał nam znak.
Poszliśmy Złotą wedle umowy... Puściuchno.
W bramach tylko trochę ciekawych i z okien gdzie niegdzie głowa wygląda, ale na ulicy nikoguśko... Cicho tak, aż straszno... Jeno od Żelaznej huczy, ale nic nie widać za rogiem... W drugiej stronie od Marszałkowskiej jeszcze puściej, a w głębi błękitnieje linja równa... Moskale!... mówi Srogi.
Pośpieszaj, bo jeszcze nam bramę zamkną... O mało co się tak nie stało. Przychodzimy pod dwudziesty trzeci, a tam stróż już kluczem kręci,