Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumiem. Zapewne, że trzeba konspirować, ale ja nie przez prostą ciekawość... Dla mnie to ważne, niezmiernie ważne...
Niewiele się dowiedział, wystarczyło to jednak Józefowi, żeby sobie przysiągł, iż, jak tylko zda maturę, pojedzie natychmiast do Krakowa, aby wstąpić do tego związku, kształcącego żołnierzy polskich.
Od tej chwili pragnienie wydostania się z więzienia jak najprędzej wzrosło u niego do niebywałej potęgi.
Znowu zaczęła go męczyć bezsenność i pożerać wewnętrzny niepokój. Aby je stłumić, wziął się z jeszcze większą energją i surowością do wyznaczonych sobie studjów i krótko tylko o zmroku, kiedy brak światła zmuszał go do bezczynności, pozwalał sobie na ciche rozmowy z „frakiem“ w sprawie możności stworzenia istotnie polskiego tajnego wojska. W rezultacie dowiedział się, że i tu w Warszawie są już takie wojskowe organizacje. „Frak“ jednak odmówił mu jakichkolwiek wskazówek, jak je odszukać.
— Tylko szukaj, szczerze chciej znaleźć, a znajdziesz je!... — uspokajał chłopca.
Nie zraziło to Józefa, który przysiągł sobie, że nietylko je znajdzie, ale do nich wstąpi, jeżeli mu się nie uda wyjechać do Galicji, gdzie one według słów „fraka“ działały półjawnie. A tymczasem do gimnastyki porannej i wieczornej dodał sobie kilka ruchów żołnierskich: na lewo zwrot!... na prawo zwrot!... naprzód marsz!...