Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wojska, wojska polskiego?... Dla walki zbrojnej? Jakże to?... — pytał zdumiony i rozgorączkowany tą nowością.
— To nic nie słyszeliście, obywatelu?...
— A nic!...
Wtedy „frak“ opowiedział mu wszystko, co wiedział o ruchu strzeleckim w Galicji, o celach, zamiarach i zasadach nowej organizacji.
— Poczekajcie. Na Nowy Rok wyjdzie coś, co wam wiele rzeczy lepiej objaśni!... — dodał tajemniczo.
Nie chciał nic więcej powiedzieć, dowodząc, że nie ma prawa, że to sekret nie jego, że to niespodzianka.
Dnia tego nie mógł Józef wypełnić zakreślonego programu nauk. Wzburzony chodził po celi i rozmyślał nad usłyszanemi nowinami, poczem przypadał do „telefonu“, pytał i słuchał chciwie dalszych wyjaśnień sąsiada.
— Więc co? Jakie to wojsko? Jakże to może być?... Bez rządu!... Czy z poboru? Czy jak? A jakie arsenały?

„Pod domem swoim skryte kopać lochy
I tam wśród nocy, gdy śpią wrogi nasze,
Odlewać kule, nagromadzać prochy...“

Deklamował mu „frak“.
— Tak, tak!... Rozumiem, domyślałem się!... Więc... są!... — przerwał mu z przejęciem Gawar.
— Pewnie, że są. Co ci z tych wiadomości? Nic nie wiem!... — bronił się.