Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dliwie i w równej mierze ze szczęścia, wolności, wykształcenia...
— Do tej pory zruszczą nas lub zniemczą!...
— Więc co? Z klasowego stanowiska to nie ma znaczenia. Czy to syci, wykształceni, kulturalni pracownicy, choćby mówili po niemiecku, albo rosyjsku, będą gorsi od teraźniejszych ciemnych, głodnych różnojęzycznych rzesz robotniczych, które i tak nie mają ojczyzny?
— Nie! To nieprawda!... Mamy ojczyznę, każdy ma ojczyznę, jak chce... Sam jestem synem ostatniego proletarjusza, ale nie zgadzam się na to, co pan mówi!
— To znaczy, że nie jesteście dostatecznie uświadomieni. Należy zawsze starać się stanąć na klasowem stanowisku, bo to bardzo ułatwia orjentację. Właściwie dla klasowca narodowości nie istnieją. Są to historyczne pozostałości, jakieś dawne przeżytki. Obecnie terenami gospodarczemi są państwa, w ich obrębie i pod ich bezpośrednim wpływem zachodzą wszystkie walki i zmiany. Reszta, błaha i złudna nadbudówka! Język, religja, obyczaje, wogóle to, co wy nazywacie narodowością, w gruncie rzeczy jest zawadą i przeszkodą dla porozumienia się ludzkości. Proletarjusze hiszpańscy, japońscy, niemieccy, rosyjscy są bliżsi sobie i dla siebie zrozumialsi, niż dla burżujów własnego narodu.
— A w jakim języku rozmawiają? — zaciekawił się Józef.