Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieszkania poprowadzić cię nie mogę, bo nie chcę straszyć starych, ale właź pod kożuch do mnie, pogadamy...
Zdjął szubę z jednego rękawa, przygarnął ku sobie przyjaciela i okrył go połą nagrzanej baranicy.
— Widzisz, tu w naszym domu jest puste mieszkanie, na trzeciem piętrze, obok Zawadzkich. Poproszę jego, który jest wprawdzie pijaczyna, ale niezgorszy człowiek, aby wziął to mieszkanie niby na lekcje tańca dla swoich córek, na miesiąc... Gospodarz mu odda... Zapłacimy ze składek...
Przytuleni do siebie pod wspólnym, grubym pokrowcem, radzili długo głuchemi, przyciszonemi głosami, mieszając świeże, młode oddechy, śmiałe myśli i gorące bicia serc w jedną porywczą całość. Gdy po godzinie rozmowy Józef połę kożucha odchylił, wyskoczył stamtąd Władek czupurny i nastroszony, jak orlę:
— Ho, ho!... Pokażemy im!... Tym tchórzom! Ho, ho!
Pogroził pięścią w powietrzu, podniósł kołnierz paltocika i wyskoczył przez otwartą furtkę na zadeszczoną ulicę.