Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I rzecze adjutant: „Bat‘ku Jenerale,
„Czart chyba się z Lachów co dowie.“
„Wziął pałki Lewitu, lecz milczy zuchwale!“
„Sto pałek!... Pod pałką odpowie!“

Straż stawi Lewitu, skutego w kajdany,
I biorą na rozpyt go kaci,
Wnet zdjęto zeń szaty, co kryły mu razy,
A sędzie wołają: „Zdradź braci!“

A był tam nad nimi w tej izbie szatańskiej
Krzyż z Panem Jezusem na ścianie.
Lewitu wzrok jasny utopił w krzyż pański
I modlił: „Daj siły, o Panie!“

I poszedł pod pałki wpół nagi bez lęku
Wnet krwią mu opłynął grzbiet cały;
Choć bito go w rany, nie wydał i jęku,
I milczał, jak skamieniały.

A gdy go złożono na nędznej pościeli,
Rozważał, czy ciało wytrzyma
Te męki, bo znowu tak chłostać go mieli
Sędziowie. I poczuł: „sił niema!“

Lecz święcie dochowa tajemnice bratnie,
Bo sto ich zginęłoby może;
Toż westchnął do Boga o męki ostatnie,
I ognia nasypał pod łoże.

I usiadł na łożu spokojny, bez lęku,
Gdy jasne płomienie wstawały;
Choć ogień gryzł kości, nie wydał i jęku
I milczał, jak skamieniały.

Przez kraty wnet bracia błysk ognia ujrzeli,
Straż alarm krzyknęła w podsieniu;
Jenerał i draby wpadają do celi:
Lewitu już skonał w płomieniu.