Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmawiali po rosyjsku. Chory słuchał i nie rozumiał, co się z nim działo. Otaczały go głosy męskie, dotykały go palce grube i szorstkie... Więc cóż się stało z Polakami?... Otworzył oczy i zobaczył twarze ogorzałe, spojrzenia obojętne i jedyną przychylną twarz pani Strasiewiczowej w obramowaniu czarnej koronki. Anioła nie było...
— Otworzył oczy. — Przychodzi do siebie... — zaczęli szeptać zebrani.
— Gdzie papier?... Dajcie mu wina!... Napij się pan i napisz ot tu, żeś został zabity niechcący... — nalegająco odzywa się do niego jeden z obecnych.
— Daj pokój, Szymku, będzie zdrów! — powstrzymuje go Jurek.
— Nic nie szkodzi... Niech pisze zaraz... na wszelki wypadek.
Tymczasem oczy chorego uporczywie szukają czegoś; twarz jego rozjaśnia się nareszcie: we drzwiach ujrzał stojącego anioła.
Błękitne oczy patrzały nań prosząco i ze łzami. Wziął ołówek i z wysiłkiem napisał:
„Zostałem zabity niechcący. Stanisław Wichlicki“. Głowa mu opadła na poduszki i znowu pogrążył się w ciemnościach.
— Stracił bardzo dużo krwi!
— Potrzeba mu spokoju, przedewszystkim spokoju!
Tegosamego był zdania i Ormianin Sembat. Kazał przykładać jakieś zioła, które miały „wyciągnąć gorączkę“ z rany.
— Żebro jest... zła krew, mało — mało wyj-