Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sprzeczne myśli i sprzeczne uczucia, umilkła nawet miłość. Bór znowu do niego jak do brata przemówił, znów uczuł się cząstką, dziecięciem jego. Miał ochotę krzyknąć, jak orzeł, lub zaskowyczeć, jak ryś, jak szakal... Rzeźki, wesoły, ślizgał się po stromych zboczach, po gwałtownych złaamach skał, opierając się o chropowate pnie drzew, jak o starych przyjaciół, a jeśli poczuł przepaść w pobliżu, stawiał przed sobą kolbę karabina i szukał nią drogi. Tak idąc, stanął nareszcie w za głębieniu góry, gdzie podszycie lasu było rzadsze, a pnie drzew wznosiły się smukłe, niebotyczne, jak kolumny. Było też tu jaśniej i powietrzniej, niż w sąsiednich „chmereczach“. Światło księżyca, stojącego już nad niemi, przesiąkało przez otwory między konarami drzew; pnącze, bluszcz i wino zwieszały się z pod kopuły, niby ogromna sieć pajęczyny; srebrne smugi, strzałki i plamy miesiąca przekradały się z góry do wnętrza i kładły niewyraźne rysunki na pniach drzew, kędzierzawych czuprynach krzewów i wysokich łopiastych paprociach, zjawiały się niby nagle wykrzesane iskry na lufie karabina Jurka, na oprawie jego noża, gdy pochylony błądził w gaju, badając ziemię, obmacując ją palcami. Wreszcie znalazł, czego szukał, przysiadł i świecę zapalił. Na brudnym podłożu, usłanym zrudziałemi liśćmi, porosłym rzadką zielonością, wśród uschłych gałązek i gęsto rozsypanych jagód wiśniowych dojrzał ślady łap; ziemia była świeżo zdeptana, owoce pogniecione, a na jednym z pni rysowały się odciski potężnych pazurów.