Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

schły zdroje, znikły pola, zarosły ścieżki, pozawalały się mosty; „sakle“, leżące w górach, pokrył powój... Po grobach ojców włóczyły się niedźwiedzie, ryły je dziki... Chciałem oddychać tutejszym powietrzem... Służyłem za „czapara“ w policji, aby się wysłużyć. Potym za uciułane pieniądze kupiłem kawałek gruntu, trochę bydła, koni; ożeniłem się, mam troje dzieci... Nie wystarczało nam na życie, bo grunt lichy, wiatry zimne, a w dolinach blizko morza niewolno... Zacząłem panów na polowania w góry prowadzać. Brali mię, gdyż umiem po rosyjsku... Dobrze płacili... Znają mię w górach i nikt nie powie, że Selim zły, nie dotrzymuje słowa, nie mówi prawdy... Selim nie boi się śmierci... Selim przywykł umierać... Ale Selim zgrzeszył, sprzedał duszę za ciepły powiew od morza, za kamienie rodzimych gór... Cała jego nadzieja w miłosierdziu Boskim... Będzie... jak On zechce... Gdyż On jest wielki, a wyroki jego są niezłomne... Czerkies umie umierać... Niech się mój pan o Selima nie troszczy...
Wichlicki chciał odpowiedzieć, ale surowe, prawie okrutne spojrzenie Selima powstrzymało go. Obawiał się, by podrażniony Czerkies objaśnienia jego nie wziął za przestrach. A wiedział, że nic bardziej poniżyć go nie mogło w oczach tego górala, który lubił go właśnie za jego zuchwałą odwagę. W milczeniu przeto patrzał w głąb wąwozu, który zupełnie zatkały ciężkie dżdżowe obłoki. Deszcz mżył już, echo przynosiło odgłosy potężnych grzmotów, odzywających się stronami. Wicher wpadał