Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w mroczne tumany, z których niespodziaine dla naszych oczu — wynurzały się tuż przed dziobem łodzi, ociekłe pianą i wodą, piersi niebezpiecznych „byków”. Nadsłuchiwaliśmy wiec wciąż pilnie, co się dzieje w tych mrokach, gdyż mówiono nam, że w tych, mniej więcej, miejscowościach są na tej rzece „wielkie wodospady”. Wobec powszechnego osłabienia, bardzośmy się ich lękali.
Deszcz, mgła, wichura wypełniały skalisty wąwóz, po którym wartko mknęła lodowata rzeka, niosąc tu i ówdzie kry.
— Hm! Wygląda na to, że słońce na zawsze pozostało za nami! Teraz rozumiem, że płyniemy do bieguna! Ha, cóż robić!... — powiedział jeden z nas.
Łożysko rzeki robiło się coraz węższe, skały zbiegały się coraz bliżej i coraz mocniej ściskały nurt wody. Znikły

27