Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzieliśmy z tyłu, poza nami, dymy palących się ognisk.
Myśleliśmy, że to są dymy naszych własnych, niedawno porzuconych i źle zagaszonych ognisk. Do głowy nam nie przychodziło, że to jest pogoń...
Na domiar złego dopędziliśmy zimę. Coraz częściej spotykaliśmy na rzece spóźnione kry, mokry śnieg z deszczem dął przejmujący... Charakter miejscowości również się zmienił. Coraz mniej było lasów i drzewa rosły coraz niższe, podlejsze. Trawy i zioła znikały, nie było widać kwiatów, zastąpiły je mchy. Szare i czarne opoki nadbrzeżne, płaczące od wilgoci, kryły szczyty we mgłach. Te ciężkie, białe mgły, kłębiąc się, obsuwały się po skałach na samą rzekę, niby powietrzne wodospady. Wtedy „Królewna” z jasnych wód wpadała nagle

26