Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głęboko zapadłe oczy gorzały krwawo, posępnie; biegli jednak, zacisnąwszy zęby, paleni żądzą mordu, gotowi raczej paść trupem, niż zdobycz porzucić. Strzał im wreszcie zabrakło, których Foka zapomniał pozbierać.
— Ujbanczyk! łapaj! — ochrypłym głosem krzyczał Dżianha, wy puszczając ostatnią i tak mierząc, by w razie nietrafienia upadła bratu na drogę. Śmignęła „dwużądła“ i, polatując, opuściła się daleko na śniegi. Ujbanczyk schwycił ją w biegu i łuk z kolei naciągnął. Tak przez czas jakiś przerzucali sobie nacisk, aż ugodził i, wbiwszy się głęboko w żywe ciało, sam zadrżał, jak żywy. Ren skoczył, i głową runął na dół, ryjąc śniegi rogami.
— Uruj! — wrzasnął Dżianha, łuk