Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwy, z całych sił dotrzymywał im kroku, starając się naśladować zręczne, wyrachowane ich ruchy.
— Aj-da! Zuch! zuch Foka! doprawdy zuch! — krzyknął Dżianha, zwracając ku niemu spotniałą, rozognioną, ale wcale zmęczenia nie zdradzającą twarz. — A tylko, mój zuchu, podwiąż sobie rzemień u obuwia, bo się obalisz.
Zmieszany Foka spojrzał na nogi i znowu poczuł, że mu się na płacz zbiera: ciężkie, futrzane torbasy spadły mu już były niżej kolan, a długie podwiązki wlokły się po ziemi i groziły przewróceniem lada chwila. Musiał się przeto zatrzymać, a tymczasem Ujbanczyk minął go z wesołym śmiechem.
— Zabiją, zabiją beze mnie... Uuu! Pewnie już daleko — szeptał żałośnie,