Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podnosząc się i co tchu ruszając dalej. Wielkim było jego zdziwienie, gdy wpadłszy do lasu, ujrzał o kilka kroków obu braci, skradających się ostrożnie ku płaskiemu wzgórkowi. Zobaczywszy go, dali znak, żeby się spokojnie zachował, a jednocześnie, aby się starał okrążyć wzgórek od strony przeciwnej. Idąc za tą wskazówką, zobaczył na stoku pochyłości renifera, głęboko ugrzązłego w zaspie śniegu. Biedak łeb, przyduszony ciężarem gałęzistych poroży, zwiesił tak nisko, że chrapami, ziejącymi strugi piany i pary, dotykał gruzłowatych kolan przednich łap, tkwiących bezsilnie aż do zgięcia w wysokiej zaspie; wpadłszy na ten lep śnieżny, zwalił się całym ciężarem swej złotej, grzywiastej piersi i nie mógł już powstać. Bokami robił