Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potwór uciec nie mógł, coś go trzymało i sprawiało ból tak szalony, że wolał już krążyć na wodzie i poddawać się przejmującym ukłóciom, niż znowu uchodzić w głębię i szarpać obolałe trzewia.
Nareszcie dzida sternika sięgnęła mu serca. Książę morza wspiął się na falach i runął z łoskotem w odmęty.
Łódź szybko uciekała do statku.
Słońce zagasło, złoty zmierzch muskał spienione bałwany, na których już spokojnie kołysało się ogromne, podłużne ciało, błyskając wśród pian atłasowo-białym podbrzuszem i ostrymi płetwami, wielkimi jak uszy mamuta.
Na statku szybko warkotał bęben, ciągnąc zdobycz na linie. Trzeba było się śpieszyć, gdyż czasami zabity wieloryb tonie i trudno go wydobyć. W