Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strzelec, pochylony nad działem, — wciąż czekał. Wieloryb był zbyt, według niego, daleko; strzelać do niego można harpunem zaledwie na 20 sążni. Jeszcze kilka silnych obrotów śruby, i statek go dopadnie... Lecz potwór też nas dostrzegł i zapadł się z sapnięciem, podobnym do łoskotu staczającej się fali...
— Stop, maszyna! — krzyczy w tubę sternik.
— Proszę do kajuty na śniadanie!... mamy czas... Nieprędko teraz wypłynie... — zaprasza uprzejmie kapitan.
Po śniadaniu to samo. Statek kołuje wśród sinych, spiętrzonych wód; zalewany przez czuby pian i wodną kurzawę, szarpany przez wicher, sili się wciąż, aby wśród tych zawrotów nie stracić z oczu ściganych wielorybów.