Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fontanny. Brunatne ich grzbiety błyszczą na słońcu, łącząc się z falami w potoczystych liniach.
— Na dno! — mówi ze zniechęceniem kapitan, gdy te potężne grzbiety, zakreśliwszy w powietrzu łuk mocno wygięty, mignęły rozdwojonymi ogonami nad wodą i znikły.
— Jeszcze będzie jeden! — ostrzega sternik. — Nilson, pilnuj!... — woła na strzelca.
Ten już dawno ma się na baczności; nogą odemknął śrubę, tamującą wahadłowe ruchy działa; prawą ręką ujął drewnianą rękojeść, gdzie znajduje się kurek. Ogromny słup rozpylonej wody wzniósł się tuż przed dziobem statku, poczem wypłynął ciemny, błyszczący i wielki, jak mielizna grzbiet.