Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak, to chodźmy do innych. Pewnie wszyscy niedaleko mieszkają. I poszliśmy. Stamtąd znowu dalej. Zebrała się nas cała gromada. Poszliśmy kupą do Uprawy gminnej. Powiadają nam, że nic o naszym posobiu nie wiedzą. Było nas z piętnastu. Karmić nas nie mieli czym. Dali na niewód, nałapaliśmy moc karasi w jeziorze... Najedliśmy się do syta, jeszcze Jakutom zostało. Poszliśmy do miasta, wprost do gubernatora... Ten się przestraszył: kozaków przyzwał, otoczyć nas kazał, ale wyszedł. I cóż się okazało: że nam dawno już mąkę i pieniądze wysyłali z urzędu, ale zabierała wszystko policja. Z kniaźkami jakuckimi rachunki mieli, kwity podrabiali... Tak przepadło po kilkanaście naszych rubli... Gubernator obiecał, że nam oddadzą, ale