Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śniej, nim spostrzegł, o co chodzi, huknął strzał, a potem nie mniej głośno od strzału kichnął wesoło pan Jan.
— Phu! A to los! Pierwszy raz w życiu z taką tabakierką w garści strzelam. Nawet tabaki wysypało się maleńko!
Na pochyłości, po drugiej stronie skalistego złomu, trzepotał się i staczał na dół piękny czarny cietrzew, drugi leciał nad doliną, szeroko rozpostarłszy loty. Wypadek ten ogromnie zwiększył dobre i bez tego humory myśliwców. Jan sypał przysłowiami jak z rękawa, niecił ogień i przyrządzał herbatę, a Krasuski z uśmiechem skubał przeznaczone na pieczyste jarząbki.
— Życie, panie, nie but, nie uszyjesz go wedle upatrzonego kopyta... Chcesz tak, a to wyjdzie inak... Ale