Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

owej rudy, gdyż od tego zależy wartość naszych wysiłków... Czy nie tak?...
— Juściż że tak!... — odezwało się parę głosów z rezerwą.
— Czy wy nie macie wśród siebie złotników oraz górników zdolnych do prowadzenia podziemnych robót?...
— Mamy... Wychodźcie, Andrejew i Rybnikow... Wychodźcie!... Bierzcie się!...
Wezwani wystąpili z szeregu, poczem Beniowski wręczył im uroczyście chustkę z kawałkami kryształów i rudy.
— Co tylko będzie wam do próby potrzebne, kwatermistrz wyda wam niezwłocznie z okrętowych składów. Bóg niech wam pomaga!... Wy zaś reszta idźcie zaraz do robót wyznaczonych wczoraj, gdyż dzień zapowiada się pięknie i nie należy stracić go napróżno, abyśmy, w razie okazania się złota w rudzie, jutro zaraz mogli udać się do jej kopalni...
Rozeszli się, pomrukując, niezbyt zadowoleni z jego odpowiedzi, ani przekonani jego dowodzeniami.
Rozumiał to Beniowski i niespokojnym wzrokiem śledził, jak, stając na wyznaczonych posterunkach, brali się do roboty. W opustoszałym obozie, wśród namiotów i szałasów, dymiły się jeno ognie pod wielkiemi kotłami, w których niewiasty warzyły strawę. Woddali zieleniał, jak