Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wolę chwiejnej jeszcze obecnie, niesformowanej większości... Udawało się to nam przecie w Bolszej w o wiele trudniejszych warunkach. Dlatego już nie polecam, lecz rozkazuję wam pogadać na osobności z ludźmi, których tu zaraz wyliczymy. Uprzedzicie ich, aby byli gotowi na pierwsze wezwanie, i rozdacie im potajemnie broń... Kuzniecow, zaczynam od ciebie, na kogo liczyć możesz?...
Kuzniecow wstał i zaczął z pewnem zakłopotaniem wymieniać nazwiska marynarzy, a obecni wydawali o nich sądy i aprobowali lub odrzucali podaną kandydaturę.
Narady te przeciągnęły się do późnej nocy. Gdy wreszcie umówili się co do porządku oraz rodzaju najbliższego działania, wyznaczyli sobie spotkanie nazajutrz w lesie pod pretekstem polowania.
Beniowski kazał im rozejść się cicho parami, by nie zwrócili na siebie zbytniej uwagi już pogrążonego we śnie obozu. Ta tajemniczość i ostrożność znowu silniej zespoliła dawnych towarzyszy spiskowych. Rozeszli się pełni otuchy.
Sam Beniowski długo nie spał, obmyślając sposoby, zapomocą których mógłby zuchwałych skłonić do posłuszeństwa, w nierozważnych obudzić głos rozsądku, słabych umocnić, chwiejnych pociągnąć.
Gdy wreszcie zamknął znużone powieki, blady brzask już rozświetlał granatowe niebo nad