Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dodam — przerwał wtedy milczenie Chruszczow — iż brak pożywienia, który grozi nam, według słusznej uwagi Beniowkiego, z chwilą, gdy dzikie owoce i jadalne rośliny zostaną wyniszczone wpobliżu, przyśpieszy ową chwilę ukorzenia się krnąbrnych i nierozważnych, przepowiadaną przez Baturina...
— O ile do tej pory gorsi nie wyrżną lepszych!... — rzucił Beniowski.
— Cóż robić, ale innej drogi niema!... Dlaczego zresztą mają zaraz brać się za noże!?... Bywają przecież i inne załogi okrętowe, podobnie jak my wyrzucane na wyspę bezludną, i ocalały...
— Tak, ale je zawsze łączył jakiś cel wspólny, czyto ratunek, czy budowanie nowego okrętu lub reparacja rozbitego, czy oczekiwanie z zewnątrz ratunku!... — zaczął, powstając, Beniowski. — My zaś takiego celu nie mamy, bo kopanie rzekomej złotej rudy i diamentów nietylko nas nie zjednoczy, ale przeciwnie silniej rozbije jeszcze przez zawiść i rozbudzoną chciwość... Wysiłki daremne pochłoną resztę naszej własnej woli oraz całej załogi. Gdy zaś nareszcie spostrzegą ułudę swych poszukiwań, będą ostatecznie zdemoralizowani, będą szukali winnych, gdzie ich niema, i zapewne oskarżą nas, o ile żywi jeszcze wówczas będziemy... Gdyż nie łudźmy się, że jednym z naszych powodów do swar i zatargów będą białogłowy... Jest ich wśród nas tak niewiele i w dodatku każ-