chińskich czy europejskich, lub wszelakich okrętów szukających zdobyczy na morzu... Wiadoma, że te nieraz pod pretekstem ukrócenia piractwa napadają dla rabunku na cudzoziemskie kupieckie, mało znane lub bezbronne okręty. Kto tam wie, kim był ten, kogo morze pochłonęło?... Wprawdzie mamy broń, pewne doświadczenie i dość odwagi, aby stawić czoło napastnikom i nawet portowym władzom... Chodzi jednak nie o szukanie niebezpieczeństw, lecz o unikanie ich... Czy nie tak?...
— Słusznie!... — rzekł Panow. — Lecz to nie przekona załogi. Ci ludzie są tak ciemni, iż skoro zbierze się ich czterdziestu, myślą, że moc mają nadzwyczajną, że świat cały mogą zarzucić czapkami, a tak są dufni i pełni przechwałek, że mniemają szczerze, że niema ponad nich dzielniejszych, umiejętniejszych i waleczniejszych ludzi na ziemi!...
— A szczególniej, gdy ich w tem rozumieniu jeszcze ktoś uczeńszy od nich utwierdza!... — dorzucił złośliwie Kuźniecow.
— Najzupełniejsza prawda!... Dlatego byłem przeciwny zawsze darowaniu win memu siostrzeńcowi i dlatego nastaję teraz znowu, aby Stiepanowa, Sudejkina wraz z całą ich partją wziąć pod straż przedewszystkiem!
— Przenigdy!... Wywołałoby to powszechne niezadowolenie, a nawet może bunt, którego nie bylibyśmy w stanie uśmierzyć!... — sprzeciwił się żywo Baturin.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/81
Wygląd
Ta strona została przepisana.