Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wielu z załogi zaraz chciało płynąć na ląd, ale Beniowski już znowu mocną ręką ujął rządy okrętu, strzelców Urbańskiego przy szalupach postawił i zabronił komukolwiek do czółen się zbliżać pod grozą bezlitosnego zastrzelenia. Sybajew chodził znowu za ukochanym naczelnikiem, jak obłaskawiony tygrys, z ręką na hefesie szpady.