Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ze Stiepanowem, skorzystał z krótkiej przerwy w mowie i wrzasnął:
— Hej, brodaczu!... Znowu ludziom w głowie zawracasz! Na czasie zyskać chcesz, lisie podkurzany! Żebyście mogli wodę lepiej schować a potem schlać do spółki z kuźniecowską nierządnicą... I Beniowskiego w tej sprawie pokryć... Ho, ho!... Nic z tego!... My wiemy dobrze, że oficerowie mają dla siebie wodę... Beniowskiemu codzień rany pachnącą wodą różaną obmywają, a my zdychamy z pragnienia!... A jakże!... Spytajcie go!... Niech wyjdzie!... Niech się wyprze!... Zobaczymy!...
— Beniowski!... Beniowski!...
— Poco nam Beniowski?... Sami zrobimy porządek... Bierzcie ich... pierwszego z brzegu... Czurina, dawajcie Czurina!... Wleczcie i babę jego! Pod kolanka ją, będziem mieli choć przed śmiercią uciechę... Niech pokaże swoje zwierciadło!... — krzyczeli inni.
— Beniowski!... Beniowski!... — powtarzała reszta.
Wtem umilkli i ci i tamci, gdyż Beniowski ukazał się we drzwiach otulony w długą opończę.
— Czego chcecie? Mów, Sudejkin!... Kiedyż to widziałeś, że mi rany wodą słodką obmywano? Co? Mów śmiało!... Mówcie, tylko nie razem a kolejno!...
Sudejkin umilkł i znikł w tłumie, natomiast wysunął się Trofimow, towarzysz i przyjaciel Czułosznikowa.