Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doczekać się tutaj Huapy, rozkazał więc krajowcom sieciami, znalezionemi w chatach, łowić napoczekaniu ryby w jeziorze. Na tej zabawie upłynął wesoło czas całemu oddziałowi. Ryb nałapano tyle, że odłożono i dla oddziałów królewskich.
Te nie śpieszyły się wszakże i dopiero dobrze po piątej po południu przybyły wśród kłębów kurzu i w wielkim nieporządku.
Na wymówki Beniowskiego król odpowiedział, że więcej się to już nie powtórzy, że on sam doskonale rozumie niebezpieczeństwo płynące z rozdwojenia sił, szczególniej na wrogiem terytorjum. Prosił tylko, aby wojsku dano wypoczynek; musiał się zgodzić Beniowski, choć to nie odpowiadało wcale jego zamiarowi niespodziewanej na wroga napaści.
Nazajutrz przede dniem, gdy jeszcze gwiazdy w całej swej wspaniałości odbijały się w cichej powierzchni jeziora, podniosło się wraz czarne wojsko, spoczywające na ziemi dookoła namiotu swego króla, i zaszemrało niby obudzony rój szerszeni. Zabłysły w powietrzu tysiące dzid; buchnęły krwawemi dymami wzniecone odnowa ognie polowe; zarysowały się czarnemi plamami w ich płomieniach wielkie kotły miedziane, w których gotowano ryż i mięsiwo dla żołnierzy. Jazda poiła konie w jeziorze, czyściła i siodłała wierzchowce; toż samo czynili pachołkowie stajenni, przydani do oddziału Beniowskiego, całkiem nadzy, ciemni, jak świeży bronz,