Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobrze, lecz ja potrzebuję koni dla moich żołnierzy, którzy nie nawykli chodzić piechotą po takim upale...
Huapo na wszystko się zgodził i z radości mianował don Hieronima natychmiast jenerałem swojej kawalerji oraz przybocznym tłumaczem.
Beniowski zostawił ich deliberujących nad planem wyprawy, a sam pośpieszył do swego szałasu, dokąd zaraz kazał prosić członków Rady Głównej.
Przedstawił im punkty umowy i wyłuszczył płynące z niej korzyści.
— Wszyscy będą zachwyceni, a Stiepanow ze swymi buntownikami znajdzie się na piasku i pęknie ze złości! Pięknie ich wysadziłeś z siodla! Winszuję! — wołał z zachwytem Kuźniecow.
— Tak to, tak!... Ale niezupełnie będzie ładnie wyglądało, że będziemy znowu palić i mordować dzikusów za jakieś tam wątpliwe krzywdy tego królika!... Kto wie, jak tam było. Wszystko, co wiemy, płynie od tego Hiszpana!... — dowodził niechętnie Chruszczow.
— Jest to do pewnego stopnia mus; jesteśmy otoczeni i w razie odmowy wojska pozornie przyjazne napadłyby nas zdradziecko... Nie podlega to dla mnie wątpliwości!... Hiszpan niegodny im o tem napomykał, a i poznałem to z twarzy Huapy... Nie jest on tak prosty, jak się nam wydaje. Co więc miałem uczynić: czy tak, czy