Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjaźni, kazał Beniowski dwunastu zbrojnym żeglarzom nieustannie wartować, podczas gdy inni czynili wymianę drobiazgów — igieł, szpilek, gwoździ na ryż, drób, owoce, przyniesione przez krajowców. W parę godzin później przybyła jeszcze nowa gromada tubylców, którym przywodził człowiek w dziwacznym stroju napoły europejskim, napoły tutejszym, w kapeluszu z galonem i z wielkim rapirem u boku.
Kuzniecow, pełniący na brzegu straż, nie mógł wyrozumieć jego języka i posłał go do Beniowskiego na okręt. Nieznajomy okazał się Hiszpanem z Manili, zwał się Don Hieronimo Pacheco i był niegdyś wice-intendentem portu Cavity, lecz, popełniwszy w uniesieniu zazdrości morderstwo, musiał stamtąd uciekać; przybył na Formozę wraz z sześcioma niewolnikami, życzliwie przyjęty przez ludność osiadł tutaj i uzyskał już w pewnych okręgach przyjaźń i zaufanie mieszkańców.
Don Hieronimo mocno zapraszał Beniowskiego, by wyspę zwiedził i u niego na czas pobytu na niej zamieszkał; że ludności tutejszej może zaufać, gdyż jest najpoczciwszą na świecie. Beniowski nie wywnętrzał się przed nieznajomym, co o krajowcach myślał, nawet mu nie mówił o krwawem z nimi starciu, lecz sam Hiszpan powiedział mu, iż doszła ich już wiadomość o zwycięskich jego walkach na sąsiednich wybrzeżach i że ona to właśnie tak życzliwie usposabia ku nim ludność tutejszą, pozostającą w wiecznej