Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie, aby cofnąć się w obronnej postawie ku brzegowi.
Odchodząc, zapłacił kilku nożami za strawę, aby uniknąć wszelkiego powodu do zaczepki. Zaledwie jednak przybył na miejsce wylądowania, jak z mnogich miejsc naraz rozległy się przeraźliwe wrzaski i tysiące strzał poleciało na nich. Trzech ludzi natychmiast padło zranionych. Rozjuszony tym widokiem Kuzniecow kazał niezwłocznie w najbliższą kupę dać ognia. Salwa wstrzymała i pomieszała przeciwników, z czego korzystając, Kuzniecow rejterował dalej, wziąwszy na nosze jednego z rannych, który dla postrzału w nogę iść nie mógł. Ale wyspiarze, oprzytomniawszy, gotowi byli po raz wtóry na nich uderzyć, gdy wtem huk strzału, danego z armaty na okręcie, przeraził ich i od napaści wstrzymał. Skoro jednak rejterujący stanęli na brzegu, druga obskoczyła ich zgraja, lecz tu Winblath pośpieszył swoim z pomocą; złączone oddziały wpadły na krajowców i, ubiwszy znaczną ich liczbę, pięciu z nich wzięli do niewoli a resztę rozpędzili.
Poczem Kuzniecow z Winblathem wrócili zaraz na statek, wioząc swych rannych, jeńców oraz moc wielką porzuconych przez nieprzyjaciela dzid, łuków i strzał.
Beniowski chciał zaraz niegościnne opuścić wybrzeże.
— Jaki zysk możemy mieć z walki z tymi dzikusami, a tem więcej zaszczyt?... — dowodził.