Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posłuchać, co powiedzą ich towarzyszom, mruknął przytakująco:
— Juściż dość!...
— Tak!... Niechże będzie... Zostawię was... Ale pamiętajcie, że każdy, co zostaje, zrzeka się raz na zawsze swej części futer, pieniędzy i towarów, jakieby mu się dostały w końcu wyprawy przy podziale, że otrzyma jedynie trochę pożywienia i odzieży niezbędnych na początek i nic poza tem... Że następnie zostaniecie na łasce i niełasce tubylców, gdyż nie uzyskaliśmy jeszcze opieki żadnego potężnego mocarstwa... Może więc was każdy traktować, jak zwykłych włóczęgów i awanturników...!
Tu Beniowski spojrzał znacząco na japońskie dżonki, gdzie załoga gęsto wyległa na oba piętra pomostów, oblepiła reje i liny, gapiąc się na to, co działo się na lądzie. Stropiło to trochę zwolenników pozostania, ale Łaptiew i jego czterej towarzysze nie dali się przekonać.
— Dobrze! Zwołam generalne zgromadzenie, niech wam odpowie, gdyż tak ważnego postanowienia samodzielnie zdeklarować nie mogę!... Tymczasem wracajcie do roboty i gotujcie wszystko tak, jakbyście zaraz mieli wyruszyć...
Odwołał na stronę Winblatha i polecił mu przedewszystkiem zdjąć z reduty i przewieźć na okręt armaty. Nie podobało się to niektórym, i Stienapow nawet głośno począł przeciwko temu protestować, oraz innych podburzać, ale Panow rzucił się na niego z dobytą szpadą.