Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z dniem każdym przybywać ich będzie w miarę, jak; zrozumieją swoją omyłkę... Gdyby tu można było poczekać, jak na Wyspie Wody!? Ale tutaj każda chwila może przynieść coś nieoczekiwanego... Znaną mi jest dobrze przebiegłość uczniów jezuickich i doprawdy w głowę zachodzę, jaki mi gotują pasztet?... I drugi jeszcze jest powód do pośpiechu, to, że futra w oczach gniją i giną! Pleśń zielona żre je, jak trąd. Gdzie raz się zagnieździła, nie pomagają żadne wietrzenia i dymienia. Gnój przywieziemy do Chin, jeżeli będziemy dalej tak zwłóczyć!... A przecież futra są jedyną naszą nadzieją, jedynym sposobem zdobycia środków dla zorganizowania nowej wyprawy. Co więc czynić?... Ten głupi i śmieszny obrządek wszystko rozwiązuje szybko i gładko... Jutro, pojutrze ruszymy, jestem pewny tego... Nawet każę okręt ładować... Reparacje wszystkie już skończone... Dlatego zgodziłem się na to błazeństwo ze wstydem i bólem... Choć gdyby nie ty, śmiałbym się, gdyż przecież nikomu się krzywda nie stanie... Jeżeli nie chcesz, jeżeli nie możesz... dokonamy obrzędu bez ciebie... Wystarczy obecność Czurinowej i Kuzniecowowej... Prosiłem cię jedynie dlatego, że twój udział nada obchodowi powagę, złagodzi krotochwilność i drażliwość mego położenia... Wszyscy z naszej załogi zobaczą, że to tylko formalność... Zrozum więc, ukochana... To są powody, dla których ośmieliłem się ciebie prosić... Zdaje się, dość poważne...