Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogli się nareszcie z panem porozumieć i wyrazić mu naszą wdzięczność za okazaną gościnność!...
— Czyż mogliśmy was przyjąć inaczej?... Czyż nie jesteście braćmi naszymi chrześcijanami?... Odwiedzają nas jeno poganie, Chińczycy i Japończycy!... Wyście pierwsi nie ominęli wysp naszych!... A przecie dużo widzimy okrętów chrześcijańskich, przepływających woddali...
— Skądże pan wiesz, jakiej narodowości są przepływający mimo żeglarze?...
— Ojciec Ignacy nauczył mię poznawać bandery... O, to był wielki człowiek, który wszystko umiał!... Nieraz opłakujemy śmierć jego!... Może chciałbyś odwiedzić jego grobowiec?...
— Bardzo chętnie!... — odrzekł Beniowski. — Czy nie pojedziemy razem?... I czy to zaraz?
— O, nie! Muszę być obecny dziś na radzie starców, gdyż choć jestem naczelnikiem, nic bez ich pozwolenia robić nie mogę!... Ale dam ci trzech znakomitych wyspiarzy na przewodników...
Skwapliwie zgodził się na propozycję Beniowski, ciekawy poznania bliższego tego tak dziwnego a wielce sympatycznego ludu. Wziął z sobą Panowa, Baturina, Kuźniecowa i, siadłszy do szalupy, przeprawił się przez zatokę na drugi brzeg, gdzie spotkało go około 50 osób płci obojga biało ubranych i wołających głosem tkliwym:
— Ilo Dzigniaro!... (Przyjacielu Ignacy!)
Następnie przewodnicy wprowadzili przyby-