Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

towarzyszy z siekierami dla naprawy okrętu. Kuźniecow niech się zajmie reparacją żagli i masztów... Baturin niech ma staranie koło ładunku, na twojej głowie będzie myśl o żywności, a służbę wojenną zdaję na Panowa, Winblatha i Sybajewa... Postarajcie się skończyć robotę jak najprędzej... Powiedz załodze, że na żaden wypoczynek ani łażenie po wyspie przedtem nie pozwolę!...
Nazajutrz rano odwiedził obóz znakomity jakiś wyspiarz.
Miał liczny orszak krajowców, między którymi znajdowało się dużo z tych, co byli w pierwszej delegacji. Miał na sobie suknię z błękitnej materji, podpasaną pasem czarnym, płaszcz z białego jedwabiu, czapkę z pięknego futerka i sandały drewniane, oklejone atlasem. Otaczający traktowali go z niezmiernym szacunkiem.
Beniowski, który się już był trochę po ljukejsku nauczył, pozdrowił go uprzejmie, mówiąc:
— Tho!...
Uśmiechnął się na to nieznajomy, głowy nachylił, przeżegnał się, poczem, ująwszy Beniowskiego za rękę, rzekł niespodzianie po portugalsku:
— Panie, jestem Tonkińczykiem; przybyłem z ojcem Ignacym na tę wyspę; po jego śmierci stałem się naczelnikiem tutejszego plemienia!...
— Ach, tak!... Jakże to dobrze, że będziemy