Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zechciał próbę uczynić. Przyprowadzono konia, któremu w łeb strzeliwszy, ubił go na miejscu.
Niezmiernie zadowolony spytał przez bonzę Beniowskiego, czem może mu odpłacić za dar tak cenny.
Skłonił się nisko Beniowski i, przyciskając ręce do piersi, rzekł:
— Nic nie zastąpi nam łaski i przyjaźni waszej dostojności!... Gdybyśmy jednak mieli nadzieję, że dano nam znowu będzie zczasem ujrzeć oblicze twoje i korzystać ze wspaniałomyślności twojej oraz z możności wymiany naszych skromnych towarów na produkty ziemi twojej, radość nasza i szczęście dosięgłyby szczytu!...
Drgnęły zlekka nozdrza Uri-khamy i odrzekł z dumą, że nikomu nie jest wzbroniony wstęp na ziemię japońską, kto nie ma zamiaru mieszać się do spraw rządu, ani zakłócać interesów religji.
— Zachowujcie się spokojnie, szanujcie nasze obyczaje, nie wprowadzajcie nam swoich bonzów i nie zakładajcie fortec, a doznacie pomocy i opieki rządowej narówni z dziećmi tej ziemi... Co zaś do twojej prośby o prawa handlowe, to zbyt ona jest ważna, abym sam mógł dać na nią odpowiedź. Już przedstawiłem, gdzie należy, wszystko, coś mi tu mówił, i czekam odpowiedzi. Do tego czasu uważam ciebie i ludzi twoich za gości mojego kraju.
Skinął łaskawie głową i oddalił się do swego pałacu.