Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyny nie najlepsze dają nam o nim wyobrażenie... Bo my nie potrzebujemy się wcale ani domyślać, ani prosić go o wyjaśnienie powziętych przezeń celów... My je znamy! My bardzo dobrze odczuwamy je na własnej skórze... Jedynym jego celem jest tyranja!... Dobrzy dlań ci tylko, co się przed nim płaszczą, którzy uznają go za genjusza, za zbawcę, za dobrodzieja, co słuchają go jak wyroczni, wyrzekłszy się zupełnie własnego zdania, własnej woli, własnych sądów, własnych oczów, własnego interesu i wszystkiego, co przynależne jest człowiekowi. Takimi tylko on się otacza, od takich tylko przyjmuje rady, z takimi tylko dzieli się swemi myślami. Mamiąc nas widziadłem tyraństwa rządowego, strachami pościgu, morskiemi prawami mocarstw cudzoziemskich, sam nakłada nam na barki niepostrzeżenie własne, gorsze jeszcze tyraństwo... Chce robić zawsze to, co jemu się podoba, tak rzeczy obrócić, aby z nich płynęły dla niego jednego pomyślne skutki i korzyści... I teraz oto, gdy nakoniec, wbrew jego omyłkom i nieuctwu, los dobroczynny w ostatniej chwili zgonu wybawił nas i rzucił na wyspę czarowną, gdy nareszcie wytchnęliśmy i rozprostowali stężałe od nadmiernych trudów członki, gdy wodą słodką ożywiliśmy zsiadłą od gorączki krew naszą, gdy możemy zażyć nareszcie tej wolności, której dobywaliśmy z narażeniem zdrowia i życia — on chce nas gwałtem stąd uprowadzić, straszy nas pościgiem, głodem, morem, tysiącem egipskich plag,