Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VIII.[1]

Czerwone, jakby zadąsane, słońce z trudem przedarło się przez tumany, które nagły wiatr z Oceanu ze wschodem słońca pochylił i pognał przed sobą, jak dymy niezmierzonego pożaru. Zadyszały, zahuczały poczynające burzyć się tonie i czarne, niecierpliwe fale załyskały spodem pod blademi mgłami.
Statek, cichy i biały od sadzi rosistej, osiadłej na rejach, linach i burtach, spał jeszcze, gdy Beniowski z Panowem weszli na pokład. Uderzyło to niemile Beniowskiego i zrobił z tego powodu Chruszczowowi wymówkę.
— Cóż ja pocznę, kiedy się nie śpieszą! Dawno już wydane rozkazy i niby nie odmawiają ich spełnienia, ale robią wszystko tak wolno, że wprost żółć się ulewa!... — odpowiedział z żalem.

— A jednak muszą się pośpieszyć!... Trzeba zaraz przywieźć z brzegu armaty i zabrać, co tam jeszcze pozostało. Za dwie godziny podnosimy kotwicę. Proszę mi zwołać oficerów na wśledni pomost!... — kazał Beniowski.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd numeracji rozdziałów: brak rozdziału VII.