Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie głowę w tę stronę: pierścień widzów rozstąpił się, i ukazała się Nastazja, oparta na ręku Bielskiego. Szła blada, jak ten kornet mnisi, który twarz jej oramiał; nawet z ust krew jej zbieżała. Szła krokiem wolnym, jak lunatyczka, szukając wzrokiem wśród tłumu. Wszyscy dech wstrzymali, czekając co będzie; nawet kat przestał bić swą ofiarę, jeno skatowany chlipał i kwilił, jak dziecko.
Beniowski ruszył ku dziewczynie i w tej chwili oczy ich skrzyżowały się, ugodziły w siebie i utonęły w sobie po raz pierwszy od tak dawna. Dziewczyna zachwiała się i stanęła, a Beniowski pobladł tak bardzo, że wszyscy to zaraz spostrzegli.
— Co się stało, Nastazjo Iwanówno?... Czego życzysz sobie?... — zapytał cicho, podchodząc ku niej.
— Taką to jest wolność wasza?... — odszepnęła równie cicho, opuszczając powieki pełne łez.
— Musiałem... musiałem... Przecie nie myślisz, jako ja sam tego pragnę... — odpowiedział głosem zgnębionym, lecz urwał nagle, otrząsł się, wyprostował i skończył twardo i gromko:
— Stanie się zadość waszej prośbie, szlachetna Pani! Przez wzgląd na usługi wasze dla naszej sprawy, daruję im tym razem!... Puścić ich! — zwrócił się do Panowa. — Ale niech przedtem powtórzą przysięgę na posłuszeństwo i wierność, niech obiecają, że nie powtórzą wichrzeń swoich!...