Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stworzy potęgę, im głośniejszych dokona czynów, tem silniejszą ściągnie pan na siebie uwagę centralnego rządu, który, myśląc wciąż jeno o coraz nowych zaborach na wszystkie strony i rozszerzaniu swych granic, czyż ścierpi powstanie młodocianego królestwa pod swym bokiem i na gruzach swych niedawnych posiadłości?... Na pewno zechce je zniszczyć i wyśle ku temu potrzebną potęgę, a skoroby nawet narazie udało się ją odeprzeć, nie ustanie w budowaniu okrętów i organizowaniu coraz nowych ekspedycyj, naco ma niewyczerpalne środki w ciemnocie i niewolniczości swego ludu oraz bogactwach wyciskanych z poddanych i podbitych narodów bezlitosnem zdzierstwem... Widziałem Rzeczpospolitą polską potężną niegdyś i bogatą, upadającą w tych chytrych, tyrańskich oplotach. Cóż wobec nich poczniesz ty, kapitanie? Naco zda się twa dzielność i rozum wobec ogromu nieprzyjaciela? Zaiste wyrobiłem sobie przekonanie, że zaborczość może być powstrzymana jeno przez inną zaborczość, silniejszą, oświeceńszą, opartą na sprawiedliwości. Od tego ludzkość ino zyska!...
— Prawda!... Ja wohl! Donnerwetter!... Cóż mi więc czynić radzisz?... — spytał nagle po niemiecku Ochotyn.
Oczy w Beniowskiego utkwił i szybko żuł swą smółkę potężnemi szczękami.
Beniowski długo z odpowiedzią zwlekał. — Ha, rada trudna, gdyż nie wiem, czy roz-