Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i postawie. Twarz miał mięsistą, szeroką, starannie wygoloną, ciemne brwi krzaczaste i szaro-niebieskie oczy, o wąskiej tygrysiej źrenicy. Potężne żuchwy wciąż mu się ruszały, jakgdyby nieustannie przeżuwał niemi coś drobnego. Wpatrywał się przenikliwie, trochę natrętnie w twarz i oczy Beniowskiego.
— Witam cię, naczelniku i gospodarzu tej wyspy! — zaczął ten swobodnie, wyciągając ku adwersarzowi rękę. — Jestem Beniowski, były generał konfederacji polskiej. Ranny i wzięty do niewoli przez hrabiego Apraksyna, byłem wywieziony do Kijowa a następnie do Kazania, gdzie internowany z wielu jeńcami polskimi, zostałem wkrótce obwiniony o rzekomy zamiar napadu na załogę miasta oraz podburzenie w tym celu okolicznych Tatarów... Musiałem uchodzić, lecz zostałem pojmany w Petersburgu, długo i ciężko byłem więziony, a następnie wywieziony na Kamczatkę... Tam Bóg mi poszczęścił, udało mi się wyrwać z towarzyszami i, oto, płynę ku wolności... Szczęśliwe wiatry w twoją zagnały mię dziedzinę, z czego rad jestem, gdyż pozwoliły mi poznać tak dzielnego i wsławionego tylu już czynami bohatera.
— I mnie również!... — odparł Ochotyn po francusku. — Może siądziemy, generale, ot, tam pod wzgórkiem, gdyż tu wiatr zbytnio trzepie!...
Wskazał na małą wydmę nieopodal i, nie czekając na zgodę Beniowskiego, skierował się