Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szych ceregieli, na gorąco... Masz na to prawo, jako naczelnik!... I na Boga nie daruj im, aby innym nie było powabno... W ten tylko sposób ukrócisz z miejsca zarazę i oszczędzisz wszystkim cierpienia i zamętu!... Dobrze ci radzę, bo jeżeli ich przykładnie nie ukarzesz, pomyślą pozostali, żeś słabego jest ducha, że masz moc tylko przeciw rządowi, że nie śmiesz karać podwładnych, i większą jeszcze zyskają podnietę do buntów!... — dowodził, ciężko dysząc, Panow.
Chmurzył się Beniowski, w oczach mu zapalały się straszne błyski, milczał jednak, jak zawsze, gdy był bardzo gniewny. Wtem wszedł na pokład przybyły z lądu Chruszczow i wystraszony pytał, co się stało i czy prawdą jest przedostała się już na ziemię pogłoska o nowym na okręcie spisku.
— Wszyscy są niezmiernie poruszeni, a i posłowie Ochotyna mogą się wielu niepomyślnych dla nas rzeczy dowiedzieć... Wtedy co?... — zauważył Baturin, przybyły z Chruszczowem. Panow ze Stiepanowem opowiedzieli im całe zdarzenie, skłaniając do surowości dla buntowników. Jakoż istotnie rozgniewał się bardzo nawet łagodny Chruszczow i żądał rychłej a srogiej kary.
— Więc złóż na nich sąd sam i pokaraj doraźnie! — odrzekł posępnie Beniowski.
— Gdzie i kiedy tu sądzić?... Tamci czekają! Ochotyn może już płynie ku nam ze swą siłą... Wśród załogi niepewność!... Sprawa jasna: Izma-