Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




IV.

Żywe, jasne i ciepłe słońce wiosenne błyszczało nad wyspą. Szybko topniały śniegi. Szemrząc spływały potoki wody do morza po urwistych ciemnych brzegach oramiających zatokę, a ona sama, błękitna i gładka jak lustro, śmiała się do przepływających ponad nią chmur. Na okręcie wrzała robota, skrzypiał żóraw, dźwigając z otwartych luków wory mąki, beczki soli, namioty, naczynia, i przenosząc je do baciku oraz szalupy, nieustannie krążących między statkiem i strądem. W podcieniu skał budowano naprędce z kamienia, gliny i cegły polowe szabaśniki do pieczenia chleba; część żeglarzy z wesołym gwarem pięła się po wysokiem nadbrzeżu lub wracała z głębi wyspy, niosąc drzewo oraz wodę źródlaną; inni wznosili z okorowanych świeżo pni małą chatkę na mieszkanie dla Beniowskiego, na skład dla cenniejszych towarów, dla futer, dla instrumentów astronomicznych z okrętu, który postanowiono tu wyładować, aby szpary utkać i osmolić odnowa przed odejściem