Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co zrobimy teraz w tym wypadku? Mówcie panowie!
— Ano ogłaszajcie, oświecajcie, zawracajcie w głowach i... niech was djabli wezmą!... — krzyknął Kuzniecow.
Wszyscy się roześmiali, gdy jednak sprawa poszła pod głosowanie, większość przychyliła się do zdania, żeby załogę nietylko powiadomić o stanie zaprowjantowania, lecz i o obranym kierunku podróży.
Marynarze wysłuchali relacji ze spokojem i słabem zainteresowaniem się, nie rozumiejąc widocznie jej doniosłości.
— Jak do Japonji bliżej, płyńmy do Japonji! Ty, naczelniku, wiesz najlepiej!... Cała nasza w tobie nadzieja!... Z wszelakiej nas dotychczas wyprowadziłeś zwycięsko przygody!... — wołali pokornie.
— Zawsze czyniłem wszystko, abyście cierpieli najmniej, lecz niezawsze udawało mi się was przekonać!...
— Tak, tak!... Rozbiliśmy beczki z wodą, ale to się już nie powtórzy!...
— Zapewne, bo już i niema co rozbijać!... — uśmiechnął się Beniowski.
Gdy, rozpuściwszy zebranie, zawrócił, by pójść do siebie, w gronie kobiet, przysłuchujących się obradom na uboczu, mignęła mu twarz Nastazji. Odwrócił zaraz głowę i przeszedł, patrząc w stronę przeciwną, wdał morską, łuszczącą się ogniście w promieniach zachodu.