Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poco?... Aby ich znowu do buntów zachęcać?... I co zrozumieją ci opoje?... Ich trzeba ku własnemu ich dobru i zbawieniu, jak małe dzieci, rózgą i nakazem prowadzić!... Czy to nie mieliście przykładów?... Mało wam!?... — gorąco oponował Kuzniecow.
— W każdym razie muszą się dowiedzieć, że może zabraknąć wody i pożywienia... — zauważył Beniowski.
— Już to wiedzą!...
— To nic!... Trzeba powtórzyć!... Nie zaszkodzi!...
— Ale poco im mówić o kierunku!?... Co oni się na tem znają... Nawet my, tu zebrani, Bogiem a prawdą niewiele o tem wiemy... Chyba jeden Czurin!... Przecież postanowiliśmy w samym początku płynąć do Japonji... Więc poco powtarzać!? Och, Beniowski, Beniowski, sam ty ich psujesz przez te gadania!... Ja ich znam, moich ziomków!... Znam ich dobrze!... Kazać im stulić pyski, milczeć i robić, to oni lubią!...
— Pozwól, Kuzniecow, pozwól!... — oponował mu Chruszczow. — Przecież nietylko chodzi o to, by się dostać do krajów wolnych, lecz idzie też o to, aby z tych ludzi zrobić wolnych obywateli...
Zaczęły się spory, które Beniowski tyle razy już słyszał, że teraz zamyślony i stroskany niebardzo zwracał na nie uwagę. Spostrzegł to Baturin i dyskurs na właściwe tory obrócił.