Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

które nas od tych piasków oddzielają?... Co?... Stary majtek jesteś i takie rzeczy gadasz?..
— Cóż więc uczynimy?... Wyczerpaliśmy docna siły nasze!...
— Głód, woda zła... Lepiej już odrazu umrzeć...
— Tutaj choć ciała nasze woda na brzeg wyrzuci i pogrzebią nas dobrzy ludzie po ludzku w ziemi... — mruczeli deputowani.
Załoga, przysłuchująca się zdala rozmowie, zrozumiawszy, że zaszła odmowa, jęła pokrzykiwać:
— Prawdę mówił Stiepanow, że nas tu chcą wszystkich wytracić!...
— Starszyzna się zawsze wyratuje!...
— Juściż!... Pływają zawsze po wierzchu, jak oka na rosole!...
— Co na nich zważać!...
— Wal, Gałka!... Ruszaj!...
— Bież do sternika, sami popłyniemy...
— O wa!... Wielka mądrość na piach się wyrzucić!...
Gromadzili się u wielkiego masztu i, wzajem popychając się, tłocząc, sunęli ku budce sternika.
Beniowski, który, rozmawiając na progu swej kajuty z deputacją, nie tracił z oczu załogi, wskazał nagle ręką w tym kierunku i zawołał:
— Co to?... Znowu bunt!...
Deputacja rozstąpiła się, a on z krócicą w ręku poszedł naprzeciwko biegnących. Zatrzymali