Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a potem na proszek suszyć... — oznajmił stanowczo Niemiec.
— A z tej mąki co? Chleb piec?... — spytał Beniowski.
— Ja, ja!... Chleb piec!... Doskonale powiedziane!...
Przy ogólnym podziale oddzielne racje wypadły tak skromne, że Beniowski zastanowił się na chwilę.
— Przerażą się, ale co robić!?... Najgorzej z wodą! Ha!... Chodźmy!...
Kazał w bęben uderzyć i stanąć oficerom w pełnym bojowym rynsztunku pod wielkim masztem, poczem rozporządził, aby przyprowadzono uwięzionych.
Kilku tylko ludzi zostawił do obsługi statku, co na krótki okres czasu wystarczało, gdyż ciąg powietrza mieli jednostajny, ten sam, co wczoraj i, biorąc w pełne żagle część wiatru, płynęli spokojnie w tym samym kierunku.
Z otwartego luku wychodzili jeden za drugim brudni, spici, zasępieni i stawali w gromadę między dwoma szeregami stronników Beniowskiego, uzbrojonych w muszkiety nabite i najeżone bagnetami. Wreszcie wyprowadzono Stiepanowa, Izmaiłowa oraz Sudejkina, zakutych w łańcuchy.
Ku powszechnemu zdziwieniu i poruszeniu Beniowski polecił przedewszystkiem zdjąć z nich okowy i tak zaczął:
— Zaiste niktby nie uwierzył, gdyby mu