Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

taki Beniowski, który we wszystkich wmawia swoją cnotę, który wciąż o moralności gada, o obowiązku... a co robi... co?... Morze krwi wylał, nas oszukał, wywiódł w pole, ojczystej ziemi pozbawił... Wozi teraz po tych oceanach, aby nas przehandlować, sprzedać jak najdrożej jakiej obcej potędze... Ciebie, gołąbko moja, osierocił, porwał i zgwałcił... Tu, na tym okręcie, w oczach moich nieledwie sromu cię dziewiczego pozbawił, a ja nie mogłem wydrzeć mu z piersi okrutnego serca, nie mogłem... O!... Ale nie ujdzie mu bezkarnie twoja krzywda, aniele czysty, duszo moja najsłodsza!... Pomszczę cię... Zobaczymy jeszcze, kto lepszy, kto wierniejszy: prawy Ross, czy chytry Lach o wężowym języku!?... obaczymy!... My prostoduszni Rosjanie, serce nosimy na dłoni i mówimy wyraźnie: a, o, ju, a oni syczą jak żmije: przy, brzy, ści... Nienawistna i wstrętna rasa!... A ty ich kochasz, a ty ich pieścisz...
Długo mruczał, aż usnął.
Tak go tutaj przychwycili śpiącego Łoginow z Panowem, którzy, wyczekawszy chwili, aż buntownicy, spiwszy się na potęgę, legli pokotem, wyszli z ludźmi z ukrycia i zaczęli winowajców wiązać.
Stiepanowa, Izmaiłowa i Sudejkina przykuto łańcuchami do masztów, innych zrzucono na spód okrętu.
Trzeba się było zająć pośpiesznie statkiem, który, puszczony bez kierownictwa, cały ten