Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szklanic oraz kubków. Dużo go jednak od kołysania się okrętu i powszechnej niesforności wylewano na pokład, gdzie płynął strugą, roznosząc szeroko upajające wyziewy. Podniecało to resztę, która jeszcze trunków nie spróbowała, i ci, pięściami torując sobie drogę, rwali się przez tłum sojuszników do upragnionego źródła rozkoszy.
Nie pomagały żadne wysiłki i przemowy Stiepanowa, Izmaiłowa oraz Sudejkina, pragnących doprowadzić swych stronników do opamiętania, aby sprawić jako tako w szeregi i zaatakować ludzi Beniowskiego, którzy przezornie obwarowali się w budyneczku kuchennym i, wytknąwszy z okien rury pistoletów, czekali napadu.
Czy ten ich widok zdecydowany, czy też obfitość dawno upragnionej gorzałki, spowodowały, że nie kwapiono się do walki z nimi. Stiepanow rwał sobie włosy na głowie; wreszcie zrozpaczony, widząc że pijatyka szerzy się i panoszy, rzucił czapkę o ziemię, wyrwał pierwszemu przechodzącemu mimo majtkowi manierkę z wódką, wychylił ją do dna i, zataczając się, poszedł korytarzem do kajuty Nastazji. Drzwi jednak zastał mocno z wewnątrz zawarte; z początku stukał delikatnie, wołając:
— Nastazjo Iwanówno!... Otwórz, proszę, to ja!... Twój sługa pokorny! Nic ci nie stanie się, gołąbko moja, zaręczam ci mojem słowem oficerskiem.
Gdy nikt nie odpowiadał, zaczął bić i kopać