Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XX.

Padał deszcz i gwizdał wiatr zimny w namokłych, naprężonych linach tekelarza. Nastrój załogi odpowiadał tej obmierzłej pogodzie. Beniowski wyczuwał go doskonale, widział posępne spojrzenia, dostrzegał tu i tam hardy, buntownik czy wyraz na twarzach spitych, obrzękłych, a przekleństwa i wyzwiska ohydne ochrypłych głosów, niby krakanie swarzących się wron, polatywały nieustannie nad zadeszczonym pokładem.
Gdy zaś przed podniesieniem kotwicy Beniowski, dowiedziawszy się, że pięćdziesiąt kobiet aleuckich ukrywa się jeszcze w kajutach marynarskich, kazał je stamtąd wypłoszyć i wszystkie na ląd odesłać, zaczął się istny sądny dzień.
Ludzie Chołodiłowa z surową zaciętością, jakgdyby chcąc zagładzić wczorajsze swoje przewinienie, wywłóczyli dziewczęta z rozmaitych kątów i spędzali na tył okrętu, skąd spuszczano je do szalupy. Wrzaski i płacze były obustron-