Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przytoczyć zaraz nową beczkę wody zamorskiej, darzącej wesołością!
Mowa wywołała powszechną radość; na gasnący ogień dorzucono nowe wiązki chróstu. Młodzież tubylcza i marynarze Beniowskiego, ująwszy się za ręce, zaczęli chodzić wokoło w korowodzie, śpiewając pieśni i przytupując wesoło.
Nowy przypływ wódki nowe wywołał ożywienie; do wsi pobiegły niewiasty po nowe zapasy napojów i jadła.
Podniósł się rozochocony, roześmiany Onaha, włożył na głowę wianek z białych stróżek sosnowych, ujął w rękę czarę drewnianą pełną wódki i zanucił śpiew niedźwiedzi, a potem zaczął tan niedźwiedzi, naśladując ruchy i skoki tej bestji.
Za nim poszli inni wodzowie i pospólstwo, starzy i młodzi, kręcili się poważnie, przysiadali wolniuchno, do taktu śpiewom i muzyce, uderzali rękami po lędźwiach, bili dłońmi niby pazurami w powietrzu, kłapali zębami, jak ów kosmaty książę lasu kłami. Kobiety tańczyły z początku oddzielnie, ale rychło oba szeregi związały się razem, drapały, szczypały, uderzały na siebie, obejmowały się z sobą, naśladując z rykiem, piskiem i charczeniem zaloty niedźwiedzie.
Nie wytrzymali marynarze Beniowskiego, wmieszali się do tego powszechnego tańca, który wielu znało jeszcze z Kamczatki. A gdy starzy popadali na ziemię ze znużenia i obsiedli