Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oblała się mocnym rumieńcem, który ogarnął jej nawet szyję i czoło aż po koronę czarnych włosów.
— Ależ nie!... Nie pomyślałam o tem... Możemy w takim razie chłopca umieścić w twojej kajucie...
— W mojej nie można, potrzebuję jej wciąż dla rozmów...
— W takim razie... poproszę Bielskiego, choć to znowu zwróci uwagę!
— Kochana!... Czyż nie rozumiesz, że tyle naszego szczęścia, co na tym okręcie... Kto wie, jak się wypadki ułożą na ziemi? Czy nie zginę rychło w jakim hazardzie, bo bez hazardu niema nic!... Kto wie, co rząd rosyjski przeciwko nam przedsięweźmie?... Może on już przez Chiny i Mongolję wysłał swoje żądania z Irkucka do portów japońskich, do kolonij angielskich i holenderskich, może przedstawia nas, jako piratów, zwykłych rabuśników, i żąda naszego wydania na zasadzie praw morskich między narodami?... Kto wie co się stanie i czy długo będziemy razem!?... Czy więc możesz się dziwić, że cenię sobie tak wielce te krótkie chwile, te jedyne moje chwile, jakie z tobą spędzam!?... Chwile, dające mi choć na krótko zupełne zapomnienie wszystkich trosk, niepokojów, chwile wypoczynku i zatracenia się w szczęściu... Zamykam oczy, niema dla mnie nic na świecie prócz ciebie, ukochana, prócz twej piersi, twych ust i twych oczu... — szeptał jej cichutko.